środa, 30 sierpnia 2017

Puzzle 3D czyli powypadkowa cabaca i jej drugie życie


   Berimbau, najbardziej egzotyczni i najważniejszy z instrumentów w Capoeira jest chyba również tym najbardziej awaryjnym. Zdziwilibyście się ile rzeczy może się popsuć w wygiętym w łuk kiju z drutem i tykwą na sznurku. Zwykle nie są to jakieś dramaty. Zerwie się struna to zakłada się nową, wyciągniętą wcześniej z opony. Cabaca niefortunnie upadnie i pęknie? To już trochę gorzej ale kropelka Kropelki czy innego SuperGlue jakoś tam rozwiązuje sprawę. Jedna z naszych grupowych cabacas miała jednak ostatnio wyjątkowego pecha. Taka historia:

   Robimy sobie plenerowy trening nad zalewem, działamy sobie w najlepsze, a tu nagle słyszę trzask! Dobiega z miejsca gdzie przed chwilą na chodniku położyłem berimbau. Odwracam głowę, patrzę, a tam jakaś kobita przejechała mi rowerem po cabasie! Naprawdę! Miała cały około 10-ciometrowy chodnik, a musiała przejechać akurat po moim beri! Ale kij z tym, jak musiała to musiała ale mogła chociaż przejechać po verdze, a nie robić mi z cabacy puzzle 3D. Pozbierałem z chodnika co tam z niej zostało i w sumie to nie bardzo wiedziałem co z nią dalej zrobić...

   To nie była nasza ostatnia czy też najlepsza cabaca. Szczerze mówiąc lata świetności miała raczej za sobą. Parę razy po zerwaniu struny zaliczyła twarde lądowanie, była deczko popękana i poklejona, ot taka typowa cabaca "na dotłuczenie". Niby wcale nie wielka strata no ale co, miałbym ją (a raczej to co z niej zostało) tak po prostu wywalić? Nie, nie. My tak nie robimy! Nasza rozklepana cabaca była z nami długo. To nasz przyjaciel, a przyjaciół nie porzuca się gdy mają problemy. Postanowiłem, że ją naprawię. W domu rozłożyłem na stole moje puzzle 3D- wyglądało to tak jak na zdjęciu powyżej. Chciałem z tego bajzlu zrobić cabacę, która nie tylko będzie dobrze grała ale też wyglądała na bezwypadkową (żebym mógł sprzedać ją potem na OLX pisząc, że w Brazylii ją pod kocem trzymali i płakali jak sprzedawali) Myślicie, że się udało? Zobaczcie:

Klejenie

Uniwersalny klej szybkoschnący w łapy i kleimy. Ja miałem chyba cyjanopan. W sumie to nie wiedziałem nawet czy mam wszystkie części ale na szczęście okazało się, że oprócz jakiś tam drobnych odprysków wszystko jest! Pokleiłem sobie ręce jak debil bo oczywiście nie wpadłem na to, żeby założyć jakieś rękawiczki. Efekt po zaschnięciu kleju był... słaby. Ciężko posklejać tyle kawałków do kupy. Wszystko od siebie odstawało, widać było prześwity. Próbowałem spolerować powierzchnię na gładko papierem ściernym. Trochę to pomogło aczkolwiek nie bardzo. Gdybym teraz to pomalował to widać by było każde łączenie. Zdecydowanie nie wyglądałoby to dobrze. Zostawiłem to na razie tak jak było i wziąłem się za kolejny etap.

Uszczelnianie

Po klejeniu
Parę godzin później
    Żeby cabaca spełniała swoją rolę pudła rezonansowego musi być szczelna, a z tym bywa różnie po rozjechaniu przez rower. Na szczęście z pomocą przyszedł wikolowy klej do drewna. Przy pomocy pędzla nałożyłem wewnątrz grubą, jednolitą warstwę kleju po czym wpadłem na szatański pomysł nałożenia takiej samej, grubej i jednolitej warstwy wikolu także na zewnątrz. Dzięki temu przykryje się pęknięcia i odstające elementy, a po wyschnięciu wszystko na gładko spoleruje papierem. Klej zaraz po nałożeniu jest biały ale wraz z wysychaniem staje się bezbarwny. Schnie około 12 godzin więc na tym pierwszego dnia poprzestałem. Po paru godzinach wyglądało to tak jak na obrazku po prawej. Kolejny dzień to:


Polerowanie
   Rano wszystko było elegancko wyschnięte i teraz cabaca zarówno w środku jak i na zewnątrz pokryta jest dość grubą, bezbarwną warstwą kleju. Teoretycznie w takim stanie powinna już grać bo klej całkiem nieźle ją uszczelnił, nadal jednak wygląda dość kiepsko. Miejsca pęknięcia są widoczne jednak wszystko jest pod warstwą kleju. Plan był taki, żeby to teraz spolerować na równo papierem ściernym, a następnie pomalować i polakierować. 

   Wziąłem papier ścierny w łapę i męczyłem to przez około godzinę. Wikolowy klej do drewna okazał się twardym przeciwnikiem i za cholerę nie dawało rady spolerować go na gładko. Po kolejnych 30stu minutach dałem sobie spokój. Powierzchnia cabacy była chropowata, w wielu miejscach dawało się wyczuć nierówności, jakieś grudki zaschniętego kleju ale przynajmniej te pęknięcia były równo przykryte. Postanowiłem to pomalować tak jak jest :)





Malowanie
   Uniwersalny lakier w sprayu i ciśniemy. Zacząłem od wnętrza, żeby się później farbą nie mazać. I tak się umazałem bo nie wpadłem na to, żeby ogarnąć sobie jakieś rękawiczki. Z zewnątrz nawaliłem grubą warstwę tej farby, a po około 2 godzinach jeszcze jedną grubą warstwę z nadzieją, że przykryje te nierówności i grudki niedotartego kleju. Efekt po nałożeniu drugiej warstwy widzimy na zdjęciu po lewej. PS. Wziąłem dość ciemną farbę żeby lepiej przykryła pęknięcia ale tak jak teraz na to patrzę, to jaśniejsza też by przykryła.

   Farba schnie 24 godziny więc tyle czasu dałem naszej cabasie żeby sobie powisiała pod moją ogrodową suszarką do prania. I teraz będzie najlepsze! Jak już wyschła stwierdziłem... że jest nieładnie! Nie była taka gładka jak trzeba, raczej chropowata. Tak zostać nie mogło więc od nowa papier ścierny w łapę i do polerowania. No i tak sobie siedziałem i polerowałem rozmyślając o sensie istnienia, a bardziej konkretnie o sensie robienia tego wszystkiego w sytuacji, gdy mam jeszcze 2 inne, nowe i nierozwalone takie cabacy, a jak będę potrzebował to kupię sobie kolejną za nie więcej niż 50 złotych i naszło olśnienie!!!

   Przypomniałem sobie, że w garażu mam pewne szatańskie urządzenie, które nazywa się szlifierka kątowa. I mam nawet do niej tarcze z drobnym papierem ściernym, które zostały po zeszłorocznej produkcji mebli ogrodowych z palet!!! No tak to można pracować!!! Trzy minuty i cabaca równiutka i gładka jak tyłek niemowlaka.




Malowanie i lakierowanie

   Wracamy do spraya. Tym razem nie nakładałem już tak grubej warstwy. Przeciwnie, starałem się raczej nakładać z jak najdalszej odległości by warstwa farby była jak najcieńsza. Dzięki temu w miarę szybko wyschła. Po około 10 godzinach nadszedł czas na ostatni etap czyli nałożenie warstwy bezbarwnego lakieru ochronnego. U mnie to był akurat Vidaron ale są różne, ważne żeby to był taki lakier do elementów zewnętrznych. Z jednej strony sprawił, że cabaca ma ten fajny połysk, a z drugiej zabezpieczy farbę przed zdzieraniem się zwłaszcza w tym miejscu, gdzie styka się z vergą, czyli kijem.

   Po 12 godzinach schnięcia lakieru cabaca była wreszcie gotowa. Wyszła bardzo fajnie zwłaszcza, gdy weźmie się pod uwagę fakt, że do takich drobnych prac majsterkowych jestem raczej dość lewy. Jakby nie było, mam kupę satysfakcji z tego, że udało się ją zreanimować, że gra nawet lepiej niż przedtem i że teraz będę mógł ją pogonić na OLX:)

  Na filmiku można zobaczyć i posłuchać jak się prezentuje i oczywiście jeśli macie jakieś swoje potłuczone cabacas to przyjmuję zgłoszenia w godzinach 7:oo-15:oo na naszą skrzynkę mailową. Co do ceny to jakoś się dogadamy ;) 



 Miałem z tego serio kupę radochy...
Pozdrowienia
Graduado E.T.











Brak komentarzy:

Prześlij komentarz