wtorek, 23 sierpnia 2016

Parę przemyśleń o muzyce w capoeira

   Treningom capoeira zawsze towarzyszy muzyka. Przeważnie jest to ta specyficzna, brazylijska, capoeirowa muzyka jednak u nas podczas rozgrzewek, rozciągania czy potreningowych zabaw w planki itp. zdarzało się słyszeć już chyba wszystko od hardkorowych rapsów po Zenka Martyniuka. Coś u nas zawsze na tych treningach gra i nikogo z trenujących dłużej niż miesiąc w ogóle to nie dziwi. Dla osób nie mających z capoeira styczności nie musi to jednak być tak oczywiste. Obecność muzyki na treningach większości innych sportów czy sztuk walki zależy zwykle od widzimisię trenera. Są też w końcu i takie sztuki walki, w których nigdy nic nie gra. Wiecie, zawsze cisza, skupienie, Zen i te inne dalekowschodnie klimaty...


   Ma to swój urok i swoje zalety, u nas jednak jest Brazylia, a skoro tak, to muzyka musi grać! Taką odpowiedź usłyszycie prawie na bank gdy zadacie instruktorowi pytanie po co ta muzyka i te instrumenty. Bo Brazylia musi dudnić basem bębnów, brzęczeć blaszkami pandeiros, musi być gwarnie i wesoło! I to jest prawda, z tym się nie można nie zgodzić. Tradycyjne sztuki walki są nośnikami kultury krajów, z których się wywodzą i capoeira nie jest wyjątkiem. W sierpniu naszło mnie jednak na przemyślenia w tym temacie. 

   Muzyka i capoeira były od zawsze nierozłączne. Dawniej jednak, w czasach niewolnictwa w Brazylii miało to jakiś praktyczny wymiar. Pomagało niewolnikom ukryć przed nadzorcami fakt nabywania gibkości, sprawności fizycznej i umiejętności bojowych pozorując taniec czy rytmiczną grę ruchową. Czy na tym jednak użyteczność muzyki się kończyła? I jak jest z tym dziś, gdy nie trzeba niczego ukrywać? Czy muzyka służy jedynie budowaniu treningowego klimatu?

   Zrobiłem sobie w sierpniu w ramach wakacyjnej, międzysezonowej nudy luźny eksperyment.  Cisnąłem w domu capoeirowe sesje na ciężkim worku treningowym. Trzy pięciominutowe rundy z minutową przerwą pomiędzy. W sumie niecałe dwadzieścia minut dziennie ale co drugi dzień bez muzyki. Chciałem sprawdzić czy będzie znacząca różnica. Była, a przy okazji naszło mnie na kilka spostrzeżeń. Napiszę dziś jednak tylko o dwóch.

   Po pierwsze, muza na treningu daje kopa. Niby nic odkrywczego. Wszyscy capoeiristas wiedzą, że daje, a przynajmniej Ci, którzy chociaż raz byli na dobrej roda, z dobrą muzyką! Uwierzcie jednak, że docenia się to w pełni dopiero, gdy przychodzi porobić bez muzyki. Serio, gdy przychodził ten co drugi dzień, ten bez muzy, było mi o wiele ciężej w ogóle zacząć rundę nie mówiąc już o wejściu w rytm pracy czy dowiezieniu jej do końca na przyzwoitym poziomie.

   Druga rzecz, którą zauważyłem ma związek trochę właśnie z przyzwoitym poziomem. Pięć minut potrafi być bardzo długie gdy robimy rundę na dużej intensywności, powiedzmy dość szybkiego sao bento. Zwykle takie gry nie trwają dłużej niż minutę więc taka pięciominutówka jest jakimś tam wyzwaniem jeśli chcemy utrzymać tempo, rytm ruchu i poprawność techniczną. Jeśli nie macie cardio jak maratończycy to trzy takie pięciominutówki praktycznie pod rząd serio skopią Wam dupę (sprawdźcie to jeśli nie wierzycie). Gdy robiłem to na cicho był dramat. Mniej więcej od końca drugiej rundy nie myślałem już o technikach. Raczej o tym żeby jakoś to przeżyć do końca. A w dni z muzyką? Inna robota! Powiem tylko, że ostatnio z muzyką po trzech pięciominutówkach zrobiłem jeszcze dwie czyli w sumie pięć razy po pięć minut. Z uśmiechem na ustach :)

   Co za szatańskie czary są w tej capoeirowej muzyce? Ano takie jak w każdej innej bo robiłem to też i do rapsów, do disco polo i  do ruskiego techno. Trik polega na tym, żeby tej muzyki słuchać i się z nią zgrać. Jogo de capoeira to ogromny wysiłek energetyczny dla naszego organizmu. Pozostajemy cały czas w ruchu, a każde kopnięcie czy akrobacja wymaga jak najszybszego wygenerowania sporej siły. Kluczem do długiej jazdy w takich warunkach jest równomierne rozłożenie paliwa. Jeśli będziemy się w naszej grze bezsensownie miotać, przyspieszać i zwalniać bez jakiegokolwiek rytmu bardzo szybko się wypompujemy. Spadnie dynamika, a technika poleci na łeb bo nie starczy pary na ich utrzymanie na poprawnym poziomie...

   Podsumowując, złap rytm i go utrzymaj, a się nie zajeździsz. Niby prosta recepta ale wraz z narastającym zmęczeniem utrzymanie stałego tempa ruchu, dynamiki i poprawności technicznej staje się coraz trudniejsze. Muzykę jaka towarzyszy naszym rozgrzewkom, treningom i rodas można spokojnie wykorzystać jako narzędzie służące doskonaleniu tej często niedocenianej umiejętności. Trzeba tylko jej słuchać i dać się w nią wkręcić :) 

   W nadchodzącym sezonie będziemy się na treningach skupiać na tym trochę mocniej już od strony praktycznej. Wkrótce startujemy! Miłej końcówki wakacji!
Pozdrowienia,
Graduado E.T.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz