Długo się zbierałem do tego wpisu bo będzie trochę osobistych przemyśleń, a nie jestem raczej gościem, który chętnie się uzewnętrznia, a przynajmniej nie aż tak. Ale do rzeczy. Wyobraźcie sobie, że na naszych treningach nie robimy tego co robimy, a w zamian robimy zajęcia, nazwijmy to umownie Capo- Fitness Fun.
Capo- fitness czyli co? Czyli treningi, których główną, a nawet jedyną myślą przewodnią jest to, żeby było fajnie. Na rozgrzewkach bawimy się w przeróżne gierki zabawowo-ruchowe, gramy w "łapki", bawimy się w berka itp. Na treningach za każdym razem jest nowa technika (albo trzy, a co!). Robimy kupę sekwencji w parach, im bardziej zakręconych tym lepiej. Generalnie jest wesoło. Jest różnorodnie. Po miesiącu nie pamiętacie 90% z tych rzeczy, a tym bardziej nie robicie ich w roda pozostając przy podstawowych, znanych Wam i otrzaskanych technikach. Po pół roku jesteście ciągle na tym samym levelu. Po roku to samo, po półtora też. Ale za to co trening jest nowa, wykręcona technika, nowa sekwencja z kosmosu! Nic się kupy nie trzyma, zero jakiegokolwiek zamysłu poza tym by było jak najwięcej wszystkiego, jak najszybciej. I by było fajnie!
Wyobraziliście to sobie? Podoba Wam sie? To teraz czas na wylanie się. Na pewnym etapie rozwoju w Capoeira, po zdobyciu jakiegoś tam stopnia, naturalną rzeczą jest to, że zaczyna się prowadzić treningi. Mój problem polegał na tym, że nigdy nie chciałem tego robić. I nie ma w tym grama hipokryzji. Serio nigdy nie lubiłem nikogo uczyć i szczerze działało mi na nerwy gdy mając ten żółto pomarańczowy sznurek mój instruktor kazał mi np ogarniać początkujących. Większość to lubi, a mnie zawsze wkurzało. Chyba nie miałem do tego cierpliwości. Gdy jednak przyszło mi prowadzić treningi postanowiłem sobie (chociaż przyznaję, że nie od razu!) solidnie się przygotować by robić to najlepiej jak potrafię.
Takim moim osobistym celem jest bycie jak najlepszym instruktorem, lepszym niż wszyscy, którzy mnie uczyli. Chciałbym, żebyście po 3 latach byli na tym poziomie co ja po 6-ciu. I podsumowując sobie zeszły rok, patrząc na Wolanów, na Lirio do Vale, która zaczęła już "po nowemu" i resztę Was dzieciaki widzę, że to ma duże szanse się udać. Skoro wszystko gra to po co w takim razie zawracam sobie głowę tymi capo-fitnesami?
Bo może to nie tempo Waszego rozwoju jest tu wyznacznikiem? Trzymanie się planów, realizacja sensownych metodologicznie założeń sportowych jest trudna. Może łatwiej olać wszelkie metodologie i robić capo- fitness? Może pootwierać sekcje dla starych, młodych, grubych, chudych, rudych itp żeby na sali było po 50 osób, które świetnie się bawią nie robiąc żadnego sensownego postępu w capoeira bo nic się od nich nie wymaga poza tym żeby się świetnie bawili? Może lepiej, żebyście po 8-ciu latach byli tacy jak ja byłem po 6-ciu ale za to świetnie się bawili?
Taka rozkmina...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz