środa, 27 kwietnia 2016

Co mi dała Capoeira?

   Wczoraj na treningu omawialiśmy sobie nasz Festival. Były więc gratulacje nowo otrzymanych stopni, pochwały (w pełni zasłużone!), wspomnienia różnych zabawnych sytuacji i takie tam typowo poeventowe gadki. Jak to zwykle ze mną bywa gdy trzeba coś mądrego powiedzieć, przeskakiwałem po wątkach jak żabka po liściach lilii w stawie i w całym tym bałaganie zahaczyłem o temat pod tytułem "co mi dała capoeira"? Jak szybko na niego wskoczyłem, tak szybko przeskoczyłem na coś innego jednak po powrocie do domu naszło mnie na ponowne zastanowienie się nad tym.


   Nigdy wcześniej o tym nie myślałem ani nie próbowałem sobie tego w żaden sposób układać. Dziwne, bo przecież robienie czegoś regularnie przez ponad dekadę musi wywierać na człowieka kolosalny wpływ! Jaki wpływ wywarło na mnie trenowanie capoeiry? Kim byłbym gdybym po roku ćwiczeń, przy pierwszej "ścianie" dał sobie spokój tak jak robi to 80% osób zaczynających trenowanie czegokolwiek? Spróbujmy się luźno nad tym zastanowić.

   Na początek coś oczywistego. Po tych dwunastu latach treningów jestem w przyzwoitej formie fizycznej. Dobijam trzydziestki, a praktycznie tego nie czuję. Wiem, że trzydzieści lat to nie tragedia ale znam ludzi w moim wieku i młodszych, którzy mają brzuchy jak opony od Stara, a skłon, pełny przysiad czy przebiegnięcie 200 metrów bez zadyszki jest niewykonalne! Z drugiej strony oni nie przechodzili naderwanego ACL, skręconego stawu skokowego i zwichniętego barku ale rachunek zysków i strat i tak jest zdecydowanie na plus.

   Dobra sportowa forma to jednak nie wszytko co dało mi trenowanie capoeiry. Nauczyłem się dzięki niej o wiele więcej, rzeczy pozornie niezwiązanych stricte z aktywnością fizyczną. Dowiedziałem się, że nic wartościowego nie przychodzi od razu, że potrzeba wysiłku i konsekwencji by to zdobyć. Nauczyłem się dokonywać wyborów rezygnując z wielu rzeczy by iść na trening i robić to co kocham. Nauczyłem się, że ludzie są naprawdę różni, a pierwsze wrażenie może być bardzo mylące. Nauczyłem się, że każdy zasługuje, by dać mu szansę. Poznałem jak ciężko idzie się ku przeciwnościom samemu i że każdy potrzebuje czasem wsparcia, że nie trzeba wstydzić się chwytać pomocnej dłoni i nie można wahać się wyciągać jej do innych. 

   W ogóle dłuższe trenowanie capoeiry to prawdziwa szkoła relacji międzyludzkich. Nie wiem skąd to się bierze, ale wśród trenujących nawiązują się dość specyficzne więzi. Ciężko to opisać. To nie to samo co w fitness klubach czy siłowniach. W zasadzie nigdzie indziej się z czymś takim nie spotkałem ale ludzie trenujący capoeirę zżywają się ze sobą, a ponieważ każdy ma inny charakter, dochodzi do naprawdę różnych sytuacji. Dzięki trenowaniu w takim środowisku poznałem czym jest odpowiedzialność za drugą osobę, zdrowe, nie naładowane negatywnymi emocjami współzawodnictwo oraz że działając razem jako grupa osiąga się to, czego nie dałoby rady osiągnąć każde z nas osobno. Z drugiej strony nauczyłem się jak fałszywi potrafią być ludzie i jak za fasadą uśmiechu i miłych słówek ukrywa się swoje prawdziwe intencje. Z czasem można stać się ekspertem od wykrywania takich rzeczy. Poznaje się wtedy ile frajdy może dawać udawanie, że się tego nie widzi pozwalając by poprzednie kłamstwa napędzały kolejne do momentu, aż taka osoba sama uzmysłowi sobie, że robi z siebie idiotę :) 

   Trochę chaotycznie może to piszę ale ogólny obraz jest myślę jasny. Nie byłbym tym kim jestem dziś gdybym po roku zrezygnował jak większość. Czy byłbym kimś lepszym? Wątpię. Na pewno jednak wiem, że to jak lata treningów ukształtowały mój charakter ma przełożenie na każdy aspekt mojego życia i moją obecną sytuację, na którą nie mam najmniejszych podstaw narzekać. 

   Taki tam osobisty wylew :) Jeszcze raz gratuluję dzieciaki nowych stopni. Zapracowaliście sobie na nie! 

Pozdrowienia!!!

   



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz