poniedziałek, 15 maja 2017

DIY Handmade Berimbau Tutorial

Całkiem ładny instrument. Mój hendmejd niestety tak
nie wyglądał :( 
   Nie ma co się rozpisywać z przydługimi wstępami bo każdy wie o co chodzi. Bez berimbau nie ma capoeira i w życiu każdego capoeiristy przychodzi moment, w którym rodzi się pragnienie posiadania własnego instrumentu. Mnie trafiło po około roku trenowania. Zwierzyłem się z tego pragnienia moim rodzicom gdyż jako niepełnoletni łepek byłem na ich utrzymaniu. Niestety, nie do końca skumali dlaczego mają wydawać około 150-200PLN na "kij z drutem, który nawet nie gra za ładnie" (liczyli chyba, że to będzie Stradivarius...). Smuteczek. Na szczęście sprytny ze mnie gość i do tego uparty więc postanowiłem, że zrobię sobie sam. Jak i z czego powstał mój pierwszy "berimbau" i jak wyszło? Sprawdźcie, a przy okazji łapcie garść porad gdyby komuś przyszło do głowy pójść w moje ślady zostając domorosłym twórcą hendmejdowych beri.

  
   Berimbau składa się z verga (kij), cabaca (pudło rezonansowe) i arame (struna). Żeby grać potrzebujemy ponadto baqueta oraz dobrao czyli tyczki i kamyka/monety oraz grzechotki caxixi. Sporo tego, prawda? Zacznijmy od tych najmniej problemowych rzeczy. 

   Widziałem naprawdę różne dobrao. Od pięknie zdobionych, ciężkich, metalowych "medalionów" po zwykłe, płaskie kamienie. Osobiście wolę grać kamieniami jednak wcale nie jest tak łatwo znaleźć odpowiedni. Musi być w miarę okrągły i płaski. Dobrao do mojego pierwszego "berimbau" znalazłem na nasypie kolejowym.
   Na baqueta bardzo dobrze nadają się tyczki ze storczyków. Pożyczyłem jedną ze storczyka mojej mamy. Nie chciała kupić synkowi berimbau to nie ma kwiatka! Jeśli jednak nie chcecie krzywdzić roślin możecie kupić takie tyczki w OBI. Za 5zł będziecie mieć ich dużo.

   No i to by było na tyle jeśli chodzi o rzeczy bezproblemowe. Czas na problemowe. Zacznijmy od verga. Klasyczne berimbau robi się z drewna rośliny nazywanej powszechnie biriba. W Polsce niestety, jakby to delikatnie powiedzieć, biriba trochę nie występuje. Jako zamiennik wykorzystałem poczciwą leszczynę. Trzeba znaleźć odpowiednią gałąź. Prostą i długą na około 150 cm. Kij z leszczyny powinien być trochę grubszy niż ten w normalnym beri. Obcinamy gałąź, obieramy z kory i zostawiamy na parę dni żeby wyschła. Ja moją pierwszą leszczynową vergę planowałem dodatkowo polakierować bezbarwnym lakierem żeby była taka jak w oryginale ale możecie sobie śmiało dać z tym spokój. I tak się szybko złamie... Gdy kij wyschnie trzeba jeszcze zrobić dwie rzeczy.Z jednej strony musimy go trochę zwęzić w taki sposób, żeby trzymał strunę. Drugi koniec trzeba zabezpieczyć kawałkiem skóry lub innego materiału żeby metalowa struna nie dotykała bezpośrednio drewna. Ja wziąłem starego buta, wyciąłem kółko o średnicy odpowiadającej grubości kija i przybiłem u góry paroma cieniutkimi gwoździkami. Było ok.
   Kolejny problem to cabaca. W oryginale jest ze zdrewniałego owocu tykwy i odgrywa rolę pudła rezonansowego. Moja powstała z... przepiłowanego globusa :) Można użyć też orzecha kokosowego lub nawet jakiejś sporej puszki. Ważne, żeby było puste w środku i miało otwór. Po przeciwnej stronie otworu wiercimy dwie dziurki obok siebie, przez które przeciągamy kawałek sznurka i wiążemy pętle o szerokości około dwóch palców (lub trzech jeśli macie chude łapki moje drogie królewny). Gotowe.
   Została nam struna, z którą trzeba się trochę pomęczyć. Arame do berimbau generalnie wyciąga się ze starych opon. Idźcie do jakiejś wulkanizacji i powinni wam dać. Potrzebujemy teraz porządnego, ostrego noża, kombinerek i papieru ściernego. Tniemy oponę od wewnętrznej krawędzi zeskrobując kolejne warstwy gumy aż zobaczymy druty. Wydłubujemy jeden, wycinamy z opony do momentu aż będzie można wygodnie złapać i wyciągnąć. Gdy już wywleczemy drut z opony musimy go wyczyścić papierem ściernym. Zarówno papier jak i drut robią się przy tym całkiem gorące więc trzeba uważać. Z obu stron czystego i lśniącego druta należ teraz zrobić kombinerkami dwie pętelki: jedną tak, żeby trzymała się na przyciętym końcu naszego kija, przez drugą natomiast przeciągamy sznurek przy pomocy którego będziemy "uzbrajać" nasz instrument.

   I mamy chyba już wszystko. A nie, jeszcze caxixi... Tu poszedłem na łatwiznę i po prostu kupiłem gotowe w antykwariacie muzycznym. Kosztowało 2 dychy ale na upartego można zrobić ręcznie. Niestety, nigdy nie robiłem więc się nie wypowiadam. Jak grał leszczynowy berimbau (a może raczej leszczymbau)? Powiedziałbym, że średnio. No dobra, słabo. Ale grał, tzn pozwalał wybijać poprawnie rytm co wystarczyło mi do ćwiczenia w domu, nauki śpiewania i ogólnie dawał kupę radości. Samo jego robienie było sporą frajdą i bardzo ciepło to wspominam do dziś. Idą wakacje i gdy już Wam się znudzą wszystkie gry na kompie wypróbujcie capoeirową zabawę w robienie własnego beri. Będzie fajnie!

Pozdrowienia!
ET






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz